Wiedziony obywatelskim i żołnierskim obowiązkiem ratowania Ojczyzny, z kilkoma kolegami chciał zaciągnąć się do wojska. Po kilkudniowej wędrówce dotarli do Krzemieńca (przebyli ok. 350 km). Stąd Jerzy napisał list do matki:
Krzemieniec, willa Kumów, 13 września 1939 r.
Kochana moja Matko,
piszę do Ciebie trochę z próżności, gdyż nic mi uwagi przeczucia o Tobie nie mówią. Miałem wprawdzie jeden straszny moment zwątpienia na kilka godzin przed wyjazdem ze Stalowej Woli – ale teraz wierzę w to, że żyjesz, tylko nęka mnie myśl o tym jak i gdzie.
Za kilka godzin wyjeżdżam z Krzemieńca, dokąd przyjechaliśmy w kilka osób, przedzierając się nocami ze Stalowej i meldując się w wojsku w Równem.
Gdybym nie wrócił – wiedz o tym i bądź z tego dumna, że brałem udział w walce o prawdziwą, wielką Polskę, o państwo w którym przyszłe pokolenia będą żyły według wszelkich przykazań Bożych.
Twój obecny niepokój i twoje cierpienie związane z moją osobą zwalcz i powiedz sobie w duszy: Tobie Ojczyzno.
Bardzo Cię kocham i bardzo jestem z tego dumny, że jesteś moją Matką. Całuję twoje ręce.
Jerzy
Następnym etapem było Równe (ok. 90 km od Krzemieńca), gdzie stacjonowała 13 Kresowa Dywizja Piechoty. W Zdołbunowie (koło Równego) napotkali polskie wojsko i zaciągnęli się do 43 Pułku Strzelców Kresowych (Legionu Bajończyków). Po latach wspominał: otrzymałem mundur żołnierski i pomaszerowałem na wojnę. I z tego okresu doskonale pamiętam krajobraz, barwy nieba i ziemi, drzewa, i to mi zostało jako coś bardzo trwałego, prawdopodobnie umocnionego tragicznym przeżyciem Września 1939 roku.
Młodzieńcze marzenia walki o Ojczyznę brutalnie kończy wkroczenie do Polski Armii Czerwonej – 17 września 1939 r. Agresja sowiecka przypieczętowała los Polski, a tym samym polskich pułków walczących na wschodzie. Pułk był naciskany ze wszystkich stron, dlatego też nocą 19 września pod Łuckiem zapadła decyzja o złożeniu broni. Polscy żołnierze dostali się do sowieckiej niewoli. W kolumnie pędzono ich na wschód, a z Ostrogu, na południe, wzdłuż granicy z ZSRR. Gdzieś nad Zbruczem udało się Kozarzewskiemu uciec z konwoju i przedostać do Krzemieńca. Te bardzo mocne i dramatyczne doświadczenia klęski wrześniowej skłoniły Jerzego do przelania swoich przeżyć i wrażeń w strofy. Jeszcze we wrześniu napisał kilka wierszy – jeden z nich o ucieczce z konwoju. Jednak te wiersze w zawierusze wojennej zaginęły. Po ponad pięćdziesięciu latach tak poeta ponownie opisał pozostałe w pamięci obrazy i klimat tamtej poniewierki w przejmującym wierszu „Kierunek – Starobielsk”:
Kurz z drogi się podnosi, włazi w usta, w oczy,
idzie wzwyż ponad głowy, w kłębach się obłoczy,
pokazując z daleka w otwartej równinie
którędy rzeka jeńców martwym ruchem płynie.
Powłóczą oni nogi od chodu kalekie,
na próżno ze snem walczą, klejącym powiekę,
niosą w sercach gotowość sparciałą w daremność,
hańbę klęski bez walki i ciemność. I ciemność,
z której przychodzi zdrada, co zewsząd otacza,
zmieniając los żołnierza w nieznany – tułacza.
Dokąd ten konwój zmierza? Nie znajesz? Nie znaju!
To pewne, że wywodzi wszystkich jeńców z kraju.
Po Łucku etap w Dubnie, później Warkowicze
skąd kierunek na Ostróg, Zbrucz i… pogranicze.
Jakiż krok rytm tu daje? Gdzie jest marsz piechoty,
gdy jednym chrzęstem gwoździ tętni krok stokrotny
i pojedynczych ludzi zwiera w taką całość,
że z człowieczej chwiejności wyciska wytrwałość.
Gdzie choćby więź wzrokowa tak jak w tyralierze,
kiedy wiesz, co się dzieje z sąsiednim żołnierzem
i masz rozeznanie jak się akcja wiedzie:
czy łamie się natarcie czy zwycięsko przejdzie.
Tu idą pogubieni: w rozrzucie i w tłoku,
spędzani ciągle w ciżbę przez kozaków z boku,
by gubić się w bezszyku, w tłumie i w czeredzie –
– choć już się zagubili, każdy w swojej biedzie.
Czy zostać w tym konwoju? Gdzie tu znaleźć kogo,
kto chciałby stąd odskoczyć i pójść swoją drogą.
Może pan, poruczniku?
Lecz kadrze zależy,
by nie opuszczać ludzi i być wśród żołnierzy.
Tak więc sam pozostałeś w przygranicznym sadzie.
Konwój odszedł.
Bez losu, by przetrwać w gromadzie.
Jerzemu, sowieckiemu jeńcowi, pędzonemu kozacką nahajką w nieznane, udało się samotnie uciec z konwoju i przedostać do Krzemieńca. Stamtąd swoje kroki skierował na zachód. Unikając najpierw sowieckich, a później niemieckich patroli, przedostał się do Stalowej Woli, w której mieszkał przed okupacją. Prawdopodobnie przyłączył się do jakiejś grupy pracowników Zakładów Południowych, którzy zaczęli powracać z Wołynia do swoich domów. Stąd udał się do Warszawy.