Szpital Miejski w Nysie

Już w pierwszych latach powojennych podejmowano próby zorganizowania nauki muzyki w zrujnowanej Nysie. W większości były to inicjatywy prywatne, względnie lekcje gry prowadzone przy niektórych szkołach, np. przy późniejszej SP nr 7. W październiku 1947 r. powstało Ognisko Muzyczne przy Powiatowym Zarządzie Związku Nauczycielstwa Polskiego w Nysie, ale nie przetrwało próby czasu. W 1955 r. władze miasta podjęły próbę powołania Społecznego Ogniska Muzycznego w Nysie z siedzibą przy ulicy Armii Czerwonej. Próba sczezła na niczym.

I tutaj pojawił się Jerzy Kozarzewski, działający na niwie muzycznej w ramach Komitetu Rodzicielskiego. Ambitny społecznik, obdarzony zdolnościami organizacyjnymi, literackimi i muzycznymi został zauważony przez państwa Mieczysławę i Józefa Kamińskich – organizatorów nyskiego Państwowego Ogniska Plastycznego, powstałego 1 kwietnia 1955 r. (ona była animatorką nyskiego środowiska plastycznego, a on wieloletnim dyrektorem tej placówki). Oni to (w tym czasie byli radnymi miejskimi, tak jak Magdalena) przekonali władze miejskie do powrotu do idei utworzenia w Nysie Społecznego Ogniska Muzycznego i powierzenia tego zadania Jerzemu Kozarzewskiemu. Wzrastające zapotrzebowanie na wykształconych muzyków z jednej strony i ciąg młodzieży do muzyki uświadomiły włodarzom miasta potrzebę powołania placówki szkolnictwa muzycznego. W roku 1957 władze miasta podjęły decyzją o utworzeniu Społecznego Ogniska Muzycznego, które nieoficjalnie rozpoczęło działalność 1 września tego roku i powołały Jerzego Kozarzewskiego na stanowisko dyrektora.

Ognisko otrzymało pomieszczenia w budynku przedwojennego kasyna oficerskiego przy ulicy Marcinkowskiego nr 6 (2/3 budynku) – w pozostałej części budynku (pod nr 8) był sklep Powszechnej Spółdzielni Spożywców, a na górze mieszkanie dla dojeżdżających nauczycieli muzyki. Przed Jerzym stanął problem szybkiego wykwaterowania wcześniejszych użytkowników: PSS i Zakładu Budowy Nadwozi Samochodowych (późniejszego FSD) oraz zaadaptowania zaniedbanych pomieszczeń dla celów szkolnych. Musiał placówkę organizować od podstaw. Na wiele miesięcy „przestał istnieć dla rodziny”. Nie było nauczycieli, instrumentów, wyposażenia, biblioteki, a budynek wymagał remontu. O tym, jak dziwne były to czasy, świadczy chociażby informacja, że pierwsze dwa pianina przekazał ognisku Szpital Miejski i Zakłady Młynarskie, a trzecie, uszkodzone, zakupiono ze środków własnych. Wiele instrumentów dyrektor kupował na licytacjach lub wyszukiwał ich po okolicznych wsiach. Natomiast Wydział Kultury Wojewódzkiej RN w Opolu przekazał pierwszy akordeon. Początkowo wyposażenie sal składało się z kilku krzeseł, stolików i dwóch ławek wypożyczonych z Biblioteki Miejskiej i MRN w Nysie.

Z czym przyszło mu się mierzyć, niech świadczą dwa przykłady, ukazujące realia tamtych czasów. W październiku 1957 r. dyrektor „załatwiał” przez sympatyka ogniska szafy i 100 krzeseł, były to „dary” z demobilu, przekazane przez jednostki wojskowe. Zaś w styczniu 1958 r. do Kozarzewskiego przyszedł właściciel „harmonijki” (najprawdopodobniej akordeonu) i pilnie chciał ją sprzedać. Jednak dyrektor nie miał takich pieniędzy (mógł je na dniach załatwić z urzędu), więc zadzwonił do znajomego, prosząc o pożyczenie 4.500 zł na jeden dzień, aby sfinalizować transakcję. Pan Rudolf na rowerku przywiózł pieniądze i udało się kupić instrument dla ogniska.

Wielkiego trudu organizacyjnego wymagało rozpoczęcie roku szkolnego. Kłopoty z wyposażeniem, remontem i starania o pozyskanie wykwalifikowanych nauczycieli instrumentów i teorii spowodowało, że ognisko zainaugurowało swą działalność „dopiero” w połowie listopada 1957 r. Rozpoczęto naukę w trzech klasach: fortepianu, skrzypiec i akordeonu, a w następnym roku powstały jeszcze klasy: instrumentów dętych i gitary. Grono pedagogiczne liczyło 6 nauczycieli muzyki – tylko jedna posiadała wyższe wykształcenie artystyczne. Zajęcia odbywały się popołudniami. SOM utrzymywane było ze składek wpłacanych przez uczestników oraz dotacji z Prezydium MRN. Na początku odpłatność wynosiła: 20 zł wpisowe i 80 zł miesięcznie (dwie godziny przedmiotu głównego i godzina przedmiotu teoretycznego tygodniowo).

Kolejną inicjatywą dyrektora było Społeczne Przedszkole Muzyczne otwarte w 1959 r. Znalazło w nim opiekę ok. 30 przedszkolaków. SPM miało za zadanie przyciągnąć uzdolnione dzieci i zbliżyć je do muzyki. Dzieci miały zapewnioną opiekę przez 8 - 10 godzin dziennie – od zwykłego przedszkola różniło się zwiększoną ilością zajęć muzycznych. Przedszkole do godzin popołudniowych zajmowało większą część pomieszczeń w budynku, łącznie z największą salą (sala reprezentacyjna starego kasyna). Jednak rozwój ogniska przy szczupłości bazy lokalowej wymusił likwidację tak potrzebnego w Nysie przedszkola w 1961 r.

W pierwszym roku istnienia z zajęć SOM korzystało 46 dzieci, a w 1961 r. – 213. Grono pedagogiczne liczyło 15 nauczycieli – część ciągle dojeżdżała do Nysy z innych ośrodków. SOM przez cały czas energicznie się rozwijało. Wzrastała ilość dzieci, poprawiało się wyposażenie, powstała biblioteka nutowa, przybywało instrumentów. Należy pamiętać, że w tamtych czasach część dzieci miała dostęp do instrumentu tylko na terenie ogniska. Władze miejskie, widząc sukcesy ogniska i wzrost chętnych do nauki gry, dofinansowywały nowe zakupy. Sukcesy ogniska dostrzegały władze miejskie i oświatowe. Pojawiła się myśl powołania w Nysie szkoły muzycznej. Zwiększająca się liczba uczniów, stabilizacja kadry nauczycielskiej i coraz lepsze wyniki w pracy spowodowały, że staraniem dyrektora oraz władz miejskich, Minister Kultury i Sztuki z dniem 29 czerwca 1961 r. powołał Państwową Szkołę Muzyczną I stopnia w Nysie (na bazie Ogniska Muzycznego). Szkoła zaczęła swoją działalność 1 września 1961 r. Kozarzewski czynił starania o odbudowę zabytkowego budynku dawnego Seminarium św. Anny przy Rynku Solnym na nową siedzibę dla szkoły. Władze przewidywały, że w 1963 r. rozpocznie się odbudowa nowej, obszernej, godnej siedziby szkoły muzycznej.

Z głową pełną planów rozpoczął w Katowicach zaoczne studia nauczycielskie, aby uzyskać pełne kwalifikacje do piastowania stanowiska dyrektora. Jednak życie skorygowało te plany. Cienie przeszłości ożyły. Wojewódzka Rada Narodowa w Opolu nie zatwierdziła kandydatury Jerzego Kozarzewskiego na stanowisko dyrektora szkoły. Był to wielki cios dla niego. Ta praca była jego pasją, a szkoła jego „dzieckiem”, któremu poświęcał wolny czas. W ten sposób zakończyła się jedyna praca, która po wyjściu z więzienia dawała mu poczucie spełnienia w działaniach społecznych i obywatelskich. Praca urzędnika w żadnym kolejnym miejscu nie dawała mu tyle satysfakcji i radości, jak tych kilka lat spędzonych z dziećmi i dla dzieci.

Rozgoryczony zrezygnował ze stanowiska dyrektora SOM. Ponieważ władze nie mogły znaleźć odpowiedniego kandydata na dyrektora PSM, Jerzy Kozarzewski pełnił obowiązki dyrektora szkoły do 1 lutego 1961 r. Do sierpnia 1962 r. obowiązki dyrektora szkoły pełniła Halina Kotecka, a z dniem 1 września 1962 r. stanowisko dyrektora placówki objął Tadeusz Rękas (długoletni nauczyciel, były radny miejski).

Społeczne Ognisko Muzyczne zainicjowane przez Jerzego funkcjonowało jeszcze przez długie lata przy szkole muzycznej. Nowy dyrektor kontynuował współpracę ze Szkołą Podstawową nr 7 (szkoły były usytuowane vis-a-vis siebie), a nawet sformalizował ją –uzyskał zgodę władz oświatowych na prowadzenie klas o profilu muzycznym, dzięki czemu nowa szkoła tętniła życiem. Klasy „muzyczne” dla dzieci z klas 1 – 4 istniały do roku szk. 1973/74.

Po zwolnieniu ze szkoły muzycznej Jerzy Kozarzewski czynił starania o objęcie stanowiska kierownika Domu Kultury ZUP „Metalowiec” w Nysie przy ul. Głuchołaskiej. Jednak znowu otrzymał odpowiedź odmowną. W związku z tym powziął decyzję o znalezieniu pracy poza Nysą. Przez kilka miesięcy pracował w Opolu w przedsiębiorstwie budowlanym. To nie był szczyt jego marzeń, a poza tym dojazdy do pracy pociągiem były męczące, dlatego w międzyczasie szukał pracy na terenie Nysy.

Przez całe życie szukał ujścia swojej aktywności społecznej. Skala działań zależała od możliwości, jakie stwarzały mu okoliczności (władze). Po wyjściu z więzienia znalazł się w zupełnie nowym środowisku. Daleko od rodziny, przyjaciół i znajomych, Start w nowe życie ułatwiła mu żona. Przyjechała do Nysy ponad cztery lata wcześniej. Młoda, piękna, wykształcona a do tego LEKARKA – szybko została zaakceptowana przez nyskie „elity” towarzyskie – wcale nie tak liczne w tamtych czasach. Siłą rzeczy Jerzy też znalazł się w centrum życia towarzyskiego. Dojrzały szarmancki mężczyzna, wykształcony, z dużą wiedzą ogólną, ekonomista został zaakceptowany mimo więziennej przeszłości. „Siedział…”, „polityczny…” – to też wywoływało ciekawość, a czasem dezaprobatę.

Po wyjściu na wolność swoją działalność zaczynał od działań na rzecz dzieci z klasy Hani. Po roku został przewodniczącym Komitetu Rodzicielskiego w Szkole Ogólnokształcącej. Pełniąc tę funkcję, dał się poznać jako sprawny organizator imprez kulturalnych. Tu rozpoczął swoją nyską, długą drogę społecznikowską. Postaramy się przedstawić jej poszczególne aspekty:

  • 1931-36 – praca społeczna w akademickim kole Polskiej Macierzy Szkolnej (opisana powyżej – tutaj dla przypomnienia).
  • 1956-58 – działalność w Komitecie Rodzicielskim – Szkoła Ogólnokształcąca Jedenastoletnia w Nysie.
  • 1957 – inicjatywa (nieudana) założenia Klubu Inteligencji Katolickiej w Opolu.
  • 1957-62 – Społeczne Ognisko Muzyczne – co prawda w ognisku pracował, ale jego działania często wykraczały poza obowiązki zawodowe.
  • 1957-66 – Klub amatorów fotografiki.
  • 1958-90 – Polski Komitet Pomocy Społecznej.
  • 1961-71 – Towarzystwo Regionalne Ziemi Nyskiej.
  • 1980-81 – Organizacja zakładowa NSZZ Solidarność przy ZUP.
  • 1990 – Komitet Obywatelski Ziemi Nyskiej.

Z powyższego zestawienia widzimy, że całe życie był aktywny społecznie, często jednocześnie działał w kilku organizacjach. Zawsze starał się wychodzić poza ramy oficjalnej działalności. Działał na rzecz całej społeczności Nysy. Udzielając się w Komitecie Rodzicielskim, a później w Społecznym Ognisku Muzycznym, starał się na organizowane koncerty i inne imprezy zapraszać, w miarę możliwości, mieszkańców Nysy. Nie ograniczał się tylko do muzyki.

Część działań wymyka się przedstawionemu schematowi. Takim przykładem może być zorganizowanie spotkania autorskiego z Melchiorem Wańkowiczem, który w maju 1958 r. powrócił na stałe z emigracji. Jerzy znał Wańkowicza jeszcze z okresu warszawskiego, a jesienią 1945 pisarz odwiedzał polskie ośrodki wojskowe w południowych Niemczech. Pisarz przyjął zaproszenie, a nawet gościł u Kozarzewskich, czym wzbudził czujność UB. Spotkanie autorskie z Wańkowiczem odbyło się 22 kwietnia 1960 r. w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Nysie.[1] Byli na nim np. państwo Wanda i Karol Pawlikowie (jak wspomina ich córka).

 

[1] Wpis w księdze pamiątkowej biblioteki. Jest informacja o tym, że Wańkowicz wnet obchodzi rocznicę ślubu i zaprosił pracowników biblioteki do W-wy na tę uroczystość.

Najmniej informacji mamy o ostatnim etapie zawodowym Jerzego. Ostatnie 9 lat, przed osiągnięciem wieku emerytalnego, przepracował w Zakładzie Energetycznym Nysa – w biurowcu przy ul. Bramy Grodkowskiej 2. Od lipca 1970 r. pracował tam na stanowisku kierownika działu organizacyjno-gospodarczego. Z końcem kwietnia 1979 r. odszedł na zasłużoną emeryturę.

W opinii jego współpracowników nie czuł się tam dobrze. Nie odpowiadała mu ta praca, ale pracował jak należy. Jaki był w pracy? Skryty. Bardzo skryty. Sumiennie wykonywał obowiązki. Ślęczał nad papierami. Nie udzielał się towarzysko. Tak jakby w ogóle go nie było.  Ludzie, którzy przepracowali wiele lat w Zakładzie Energetycznym w jednym pokoju, biurko przy biurku z autorem „Daru codzienności”, nie widzieli, że pisze. Jakież było ich zdziwienie, kiedy książka ujrzała światło dzienne.

Od czerwca 1962 r. został zatrudniony w Dyrekcji Budowy Osiedli Robotniczych w Nysie przy ul. Sudeckiej 8, na stanowisku kierownika działu przygotowania dokumentacji technicznej i założeń projektowych.

Dyrekcja Budowy Osiedli Robotniczych w Nysie ul. Sudecka 8 (naprzeciw przedszkola) – istniała od początku lat 50. XX w. Jej podstawowym zadaniem była budowa mieszkań dla pracowników większych zakładów przemysłowych oraz (przy okazji) odbudowy zabytkowej części miasta. DBOR była głównym inwestorem w uspołecznionym budownictwie miejskiej rady narodowej. Dopiero na przełomie lat 50. i 60. pojawiło się zakładowe budownictwo mieszkaniowe, a od 1961 r. – Spółdzielnia Mieszkaniowa. W 1962 r. przeprowadzano reorganizację DBOR. W wyniku kolejnej restrukturyzacji w 1965 r. DBOR przekształcono w Dyrekcję Inwestycji Miejskich – nadzór i koordynacja miejskiego budownictwa mieszkaniowego (rady narodowej, resortów, zakładów pracy, spółdzielczego oraz indywidualnego). DIM miał swą siedzibę w kamienicy przy ul. Kościuszki 11 (później siedziba OPS).

Jerzy znalazł się w samym centrum prac związanych z odbudową śródmieścia, które ucierpiało najpierw w wyniku II wojny światowej, a później niefrasobliwej akcji wyburzania całych kwartałów, aby pozyskać cegłę dla odbudowującej się Warszawy. Rozległe przestrzenie po zabytkowej zabudowie (o powierzchni wielu hektarów) należało teraz zabudować. Właśnie kończono usuwanie gruzu z miasta, łącznym nakładem blisko 20 mln zł.

Program zabudowy śródmieścia i przygotowywana przez DBOR dokumentacja umożliwiały inwestorom wznoszenie bloków mieszkalnych wraz z niezbędnymi lokalami usługowo-handlowymi. Miasto było wielkim placem budowy. Pracowicie odbudowywano to, co wcześniej władze miejskie kazały nieroztropnie wyburzyć. Powstawały bloki w Rynku, przy ul. Karola Miarki. Kramarskiej, Matejki, Krzywoustego, Lenino (dziś św. Piotra), Królowej Jadwigi, Biskupa Jarosława, Wrocławskiej, Parkowej, Piastowskiej, Prudnickiej, Moniuszki i innych. Rosły nowe bloki – bloki bez charakteru, z niskim standardem i metrażem, ale wyczekiwane przez mieszkańców Nysy i podmiejskich wsi, pracujących w nyskich zakładach.

Dużo czasu spędzał w terenie przy opracowywaniu lokalizacji nowych obiektów budowlanych. Dlatego też zakup samochodu marki „Syrena” w 1965 r. ułatwił mu przemieszczanie się miedzy różnymi inwestycjami. W DIM kierował komórką oceny projektów i dokumentacji technicznej pod względem ekonomiki i jej przydatności. Był to okres intensywnej odbudowy zniszczonego miasta, dający możność najpełniejszego zaangażowania się zarówno w problemy dotyczące usunięcia zniszczeń, jak i w perspektywę rozwojową, założenia i przygotowanie dokumentacji osiedla Nysa Południe. Opracowywano także koncepcje realizacji innych osiedli. Pracując w DIM organizował Terenowy Zespół Usług Projektowych i przez rok kierował tą placówką.

Osobnego omówienia wymaga przebieg pracy zawodowej, na którą jak się okazało miała wpływ przeszłość. Szczególnie w kluczowych momentach. Mimo wysokich kwalifikacji zawodowych miał kłopoty ze znalezieniem pracy.


Kilka miesięcy po powrocie z więzienia został zatrudniony od 1 lutego 1956 r. w Szpitalu Miejskim w Nysie jako księgowy. W maju Prezydium Miejskiej Rady Narodowej mianowało Jerzego Kozarzewskiego głównym księgowym w szpitalu. Na początku 1958 r. w wyniku przeprowadzonej reorganizacji został kierownikiem Wydziału Finansowego szpitala. Jednak uwierała go ta praca. Czuł, że się w niej nie realizuje, dlatego próbował ją zmienić – kilka razy starał się o zwolnienie. W sierpniu 1957 r. chciał objąć stanowisko dyrektora Państwowej Szkoły Położnych w Nysie (przy ul. Słowiańskiej), lecz władze na to stanowisko przyjęły kandydatkę z Opola (szkołę w następnym roku przeniesiono do Opola). W szpitalu był zastępcą szefa Terenowej Obrony Przeciwlotniczej. Jednak w połowie 1957 r. dyrekcję naszła refleksja (może pod wpływem UB) i odebrano mu dostęp do tajnych planów obrony przeciwlotniczej szpitala – tak na wszelki wypadek?

1 września 1957 r. Jerzego powołano na stanowisko dyrektora Społecznego Ogniska Muzycznego. Chciał się w pełni poświęcić tej pracy – to było dla niego intrygujące wyzwanie. Wystąpił do dyrekcji szpitala z prośbą o zwolnienie z pełnionej funkcji, lecz nie uzyskał zgody, gdyż w szpitalu nie było innego księgowego. W maju 1958 r. chciał przejść na stanowisko referenta inwestycji w Spółdzielni Pracy „Cukry Nyskie”. Wszystko było już uzgodnione w spółdzielni, lecz dyrektor szpitala znowu nie wyraził zgody na jego przeniesienie, więc pracował w szpitalu do 1961 r.

Na początku 1958 r., na polecenie władz, w ramach akcji tzw. dekrucyfikacji, zostały usunięte krzyże ze szkół, szpitali i innych instytucji państwowych i społecznych (wróciły tam po Październiku 1956). Jerzy, chociaż wiedział, że jest inwigilowany, podjął się akcji przywrócenia krzyży w szpitala. W kwietniu 1958 r. zlecił salowej, aby zebrała podpisy od chorych pod petycją, w której domagali się powrotu krzyży w salach szpitalnych. Dysponując tymi listami, uzyskał zgodę dyrektora szpitala, Zb. Szczerby, na zakup krzyży (za 300 zł), i: pozawieszał je w salach szpitalnych.

Magdalena Kozarzewska w 1951 r. po studiach medycznych otrzymała nakaz pracy – dwa lata musiała odpracować w nyskim szpitalu cierpiącym na duże braki kadrowe. Jeszcze tego roku powierzono jej, młodej i dobrze zapowiadającej się lekarce, stanowisko ordynatora oddziału dziecięcego (przepracowała na tym stanowisku ponad 40 lat).

Nakaz pracy – przymus pracy wprowadzany przez władzę w PRL na mocy ustawy o planowym zatrudnianiu absolwentów średnich szkół zawodowych oraz szkół wyższych z 1950 r. Miał on na celu przyspieszenie rozwoju gospodarczego m.in. Ziem Odzyskanych. Absolwenci o deficytowych zawodach byli wysyłani na dwa lub trzy lata na prowincję do pracy. Z punktu widzenia jednostki to była dla jednych tragedia życiowa, a dla innych szansa szybkiego awansu (bardzo mała konkurencja) i możliwość uzyskania mieszkania. Dla Nysy była to szansa na pozyskanie fachowych kadr, szansa na wyjście z powojennej zapaści. Na tej fali w Nysie znaleźli się m.in. nyscy literaci Wanda Pawlik (1953 r. – 3 lata) i Jerzy Kozarzewski – co prawda nakaz pracy otrzymała jego żona (1951 r. – 2 lata), ale on przyjechał przecież za nią do Nysy, czyli też jest „ofiarą” nakazu pracy.

Magdalena musiała opuścić Warszawę, w której miała rodzinę, ułożone życie i stypendium w Klinice Pediatrycznej. Na to „nyskie wygnanie” przyjechała z córką, swoją matką i teściową (obydwie matki zmarły w 1956 r.). Dostała mieszkanie w bloku przy ul. 1 Maja 5/8 (jedna z niewielu ulic w centrum miasta, która przetrwała wojnę w dobrym stanie). Myślała: dwa lata i ani chwili dłużej. Jednak, zagospodarowawszy się, postanowiła tu czekać na powrót męża. Nysa, choć zniszczona, dawała duże szanse na rozwój i stabilizację dla obojga. A może i na zapomnienie o przeszłości?

Jerzy opuszczał OPW Piechcin w starym, znoszonym drelichu. Z depozytu otrzymał to, co mu zarekwirowano w momencie aresztowania i rewizji w mieszkaniu. Odzyskał między innymi wcześniejsze wiersze. Z dorobkiem, mieszczącym się w więziennej płóciennej „samarze”, ruszył w drogę w nieznane. Co prawda powiadomił rodzinę o terminie wyjścia na wolność, ale żona nie mogła po niego pojechać, gdyż była chora na żółtaczkę (ciężki nawrót choroby). Wyjechała po niego kuzynka – Romana Łempicka, lecz minęli się w drodze.

Za zarobione w obozie pieniądze (symboliczny zarobek) udał się w podróż do miasta, którego nie znał. Jechał na Ziemie Odzyskane, do Nysy leżącej gdzieś na krańcu Polski, pod czeską granicą. Ale jechał z nadzieją, że wnet zobaczy ukochaną żonę i jedenastoletnią już córeczkę Annę (Hanię). Było to jej czwarte spotkanie z tatą. Pierwszego w Piotrkowie jako niemowlę nie mogła pamiętać. Drugie fragmentarycznie zapisało się w główce dwu-, może trzyletniej dziewczynki. Spotkanie trzecie dziewięcioletniej już Anny z ojcem miało miejsce w więzieniu. W sali widzeń był tylko drewniany stół i krzesła, po jednej stronie ona i mama, po drugiej tata. Podczas całego widzenia obecny był strażnik.

Był wyniszczony psychicznie i fizycznie przez system. To dzięki żonie mógł przetrwać ten bardzo trudny okres. Przez te wszystkie lata stała przy nim, wspierała go i robiła wszystko, co w jej mocy, by go uratować, a potem nadal czyniła starania o skrócenie kary. Odosobnienie, ciągłe poniżenie oraz tęsknota miały ogromny wpływ na stan psychiczny Kozarzewskiego. Kiedy w 1948 r. Magdalenę zaniepokoił bardzo dziwny list, w którym Jerzy opisywał jakieś dziwne mistyczne przeżycie, natychmiast pojechała na widzenie. Została wezwana do gabinetu naczelnika, który poinformował ją, że jej mąż symuluje obłęd, ale oni „go z tego wyleczą”. Zezwolono jej na widzenie, ale: Jerzy był bardzo zmieniony. Mówił z trudem, zacinając się […]. Wyglądał jak własny cień.

Wróciwszy do Warszawy, próbowała znaleźć kogoś, kto mógłby interweniować w sprawie jej męża. Przypadkowo natknęła się w prasie na informację o zbliżającym się Kongresie Pokoju z udziałem Ireny Joliot-Curie, odszukała Helenę Skłodowską-Szalayową (rodzoną siostrę Marii Skłodowskiej) i prosiła ją o umożliwienie spotkanie z jej siostrzenicą. Za radą starszej pani udała się do Wrocławia w dniu otwarcie obrad. Podczas przerwy, wśród wychodzących z sali, dostrzegła Tuwima, który przywitał się z nią serdecznie, ale także Różańskiego. Na jego widok odwróciła się, chcąc odejść jak najszybciej. Niestety, zauważył ją, podszedł, położył rękę na jej ramieniu i zapytał, co ona tu robi. Odpowiedziała, że czeka na kogoś znajomego. Na prośbę Szalayowej Irena Joliot-Curie zgodziła się przyjąć Kozarzewską, ale kategorycznie odmówiła pomocy.

Spotkanie z Różańskim we Wrocławiu miało, jak się później okazało, reperkusje. Kiedy Kozarzewski odsiedział połowę kary, jego żona ponownie poprosiła o interwencję Tuwima, ale miał on zamkniętą już drogę do kancelarii Bieruta z powodu wielu kolejnych interwencji w sprawach skazanych ludzi. Tym razem Tuwim zwrócił się do Różańskiego z prośbą o skrócenie kary, ale ten odmówił pomocy, zarzucając Kozarzewskiej, że szukała we Wrocławiu pomocy u amerykańskiego ambasadora. Wielka miłość i siła charakteru Magdaleny Kozarzewskiej budzą szacunek. Z podziwu godną determinacją walczyła o życie ukochanego i wiernie na niego czekała. Po długiej rozłące nareszcie będą mogli cieszyć się wspólnym życiem.

Jerzy pojawił się na nyskim dworcu 1 listopada 1955 r.– tego dnia wrócił do żywych. Początki nyskiego rozdziału życia były bardzo trudne. Gdy doszedł do zdrowia, zaczął szukać pracy. Lecz naznaczony piętnem „wroga ludu”, szpiega i zdrajcy pozbawionego praw, nadal był inwigilowany przez UB. W lutym 1956 r. zatrudniono go jako księgowego w miejskim szpitalu, w którym pracowała jego żona i znała braki kadrowe.

Dziesięć lat więzienia, w odosobnieniu, to nie tylko niemożność uczestniczenia w życiu społecznym, ale głównie nieobecność w codziennym życiu rodzinnym, to niemożność opiekowania się dorastającą córką, która nie znała ojca. Teraz przyszła pora na „smakoszowanie” się życiem rodzinnym. W kolejnych latach urodziła się dwójka dzieci: Marcin w 1956 r. i Maria w 1958 r. Po wyjściu z więzienia Jerzy zaczął nadrabiać stracony czas w kontaktach z córką. Uczył się być ojcem. Hania chodziła już do czwartej klasy szkoły podstawowej, która miała wtedy przydługą nazwę: Szkoła Ogólnokształcąca Jedenastoletnia w Nysie.

Szkoła Ogólnokształcąca Jedenastoletnia w Nysie – była to jednolita szkoła jedenastoklasowa (7 klas podstawówki i 4 klasy liceum – matura w klasie jedenastej). W wyniku reformy szkolnictwa w kwietniu 1959 r. jedenastoklasówka została rozdzielona na Szkołę Podstawową nr 7 oraz Liceum Ogólnokształcące (dwie oddzielne szkoły ze wspólną dyrekcją w jednym budynku) – dzisiejsze Carolinum przy ul. Sobieskiego 2.

Nota bene cała trójka dzieci Kozarzewskiego w późniejszych latach kończyła te szkoły (Anna ukończyła LO w 1962 r.; Marcin ukończył SP w 1971, a LO w 1975; najmłodsza Maria kończy SP w 1972, a jako uzdolniona pianistka, uczęszczała do Liceum Muzycznego w Opolu).

Żona, jako ordynator, czas swój poświęcała pracy w szpitalu, on mając więcej czasu, interesował się postępami w nauce córki, zaczął chodzić na wywiadówki. Szukał dla siebie jakiejś formy aktywności. Taką okazję stworzyła mu szkoła. Rodzice uczniów zauważyli jego zaangażowanie i wybrali go do trójki klasowej, a w następnym roku został przewodniczącym szkolnego Komitetu Rodzicielskiego, ale do tego etapu życia przejdziemy później.